Dobra wróżka
Był majowy wieczór. Ciepły wiatr szeleścił świeżo rozwiniętymi liśćmi. Pachniały bzy, słowiki kląskały w zaroślach. Księżyc łobuzersko napełniał park światłocieniami. Z oddali dobiegało cichuteńkie porykiwanie jakiegoś kopytnego zwierzęcia.
Krasnoludek degeneratek Kazimierz nie mógł usiedzieć w domu. Rozpierała go energia, miał wrażenie, że świat jest radośniejszy, pełen życzliwości i miłości. Choć nie znosił spacerów postanowił, wyjątkowo, wybrać się na wieczorny spacer do parku.
Usiadł na ławeczce obok rozbitej latarni, wyciągnął nogi i zamknął oczy napawając się ciszą i wonią kwiatów. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie jest już sam. Z sąsiedniej ławki dobiegł go niewyraźny głos, krasnoludki nastolatki.
– Kochasz mnie? – szeptała.
– Kocham – odparł równie młody głos.
Kazimierz otworzył oczy. Oświetleni blaskiem księżyca i pobliskiej latarni na ławce obok, siedzieli nastoletni krasnoludek z równie młodą krasnoludką na kolanach. Obejmowali się czule zwarci w gorącym pocałunku.
– A jak mnie kochasz? – zapytała po chwili dziewczyna.
– Najmocniej na świecie.
– A jak to jest najmocniej?
– O tak – krasnoludek przygarnął jej głowę i zaczął całować, w usta, policzki, nos...
– Ja też cię kocham – krasnoludka odchyliła się nieco i spojrzała w oczy kochanka. – I będę kochać cię zawsze, zawsze. A ty?
– A dasz mi dowód? – zapytał krasnoludek. Jedną ręką gładził ją po plecach, drugą złożył na wątłej piersi ledwo wybrzuszającej obcisłą koszulkę.
– Będziesz mnie kochać zawsze?
– Będę, będę. Do grobowej deski – odpowiedział nastolatek dysząc lekko.
– I ja też. Póki śmierć nas nie rozłączy.
– Do śmierci – powtórzył krasnoludek.
Przywarli do siebie ustami.
– Najmocniej przepraszam – powiedział Kazimierz, który chwilę temu wstał i stanął przed młodocianymi krasnoludkami. Kochankowie odskoczyli od siebie gwałtownie.
– Co? Jak? Kto tu! – wykrzyknął nieprzytomnie młodzieniec wodząc dookoła spłoszonym wzrokiem.
– Najmocniej przepraszam – powtórzył degeneratek. – Nie chcę wam przeszkadzać, w taki piękny i romantyczny wieczór, ale...
– To nie przeszkadzaj – warknął nastolatek odzyskując rezon.
– Proszę – w tonie Kazimierza zabrzmiały błagalne nutki. – Tylko chwilkę.
– Oj, Wiciu – włączyła się nastolatka. – Niech powie, to taki miły starszy krasnoludek. Może potrzebujecie pomocy krasnoludku? – zwróciła się do Kazimierza.
– Nie, nie potrzebuję duszyczko – uśmiechnął się degeneratek. –Dzisiaj taki wspaniały wieczór, taki romantyczny, że chcę wam coś podarować. Prezent tylko dla was, w tę wyjątkową noc. Dzisiaj jestem pełen miłości i radości. Chcę by również was przepełniła moja magia.
– Dobry mag z północy się znalazł – burknął nastolatek mniej zagniewanym głosem. – To dawaj co masz dać i spadaj.
– Wiciu! – oburzyła się krasnoludka. – Niech mówi. Powie i pójdzie sobie. Prawda?
– Prawda. Pójdę sobie. Ale powiedzcie mi czy kochacie się tak jak mówiliście? Bezgranicznie? Na zawsze?
– A co ci do tego zgredzie! Jokusiu, nie widzisz że to jakiś zbok?
– Daj spokój. Tak kochamy się. Na wieki wieków – krasnoludka popatrywała raz na krasnoludka Wicia raz na Kazimierza. – Przecież to prawda.
– Prawda, prawda – burczał pod nosem nastolatek.
– I jesteście bardzo szczęśliwi? – zapytał degeneratek?
– Bardzo – odpowiedziała Jokusia zarzucając ręce na szyję kochanka. – Najszczęśliwsi.
– A więc dam wam mój prezent – z uśmiechem powiedział Kazimierz. – Mocą mojej magii sprawię, że nigdy nie zaznacie gniewu, głupoty i niesprawiedliwości. Nigdy nie stanie pomiędzy wami złość i nienawiść ani złe słowo. Będziecie szczęśliwi aż po kres waszych dni. Będziecie...
– Dobra, dobra stary – przerwał Wicio. – Machaj tą swoją czarodziejską różdżką i zjeżdżaj.
– Oczywiście – uśmiechnął się Kazimierz. – Dzisiaj sprawię, że mój dobry uczynek wysławiać będą wszyscy krasnoludzcy poeci – powiedział przykręcając tłumik do swojego wiernego Browninga, kaliber 9 mm.