Była wczesna
jesień i wczesne popołudnie. Dzień nie był z rodzaju tych gdy słońce idzie w
zawody z opadającymi liśćmi kto bardziej ozłoci świat. Padało. Strugi deszczu
szaroburzyły krajobraz. Porywisty wiatr i przenikliwe zimno spowodowały, że
krasnoludek degeneratek Kazimierz po raz pierwszy w tym roku napalił w kominku.
Zasiadł w ulubionym fotelu, wyjął z pomiętolonej paczki papierosa, zapalił,
otworzył puszkę piwa i bez zbędnych a natrętnych myśli jął się wpatrywać w
płomienie.