niedziela, 26 listopada 2023

Dobra wróżka

 

Dobra wróżka

Był majowy wieczór. Ciepły wiatr szeleścił świeżo rozwiniętymi liśćmi. Pachniały bzy, słowiki kląskały w zaroślach. Księżyc łobuzersko napełniał park światłocieniami. Z oddali dobiegało cichuteńkie porykiwanie jakiegoś kopytnego zwierzęcia.

Krasnoludek degeneratek Kazimierz nie mógł usiedzieć w domu. Rozpierała go energia, miał wrażenie, że świat jest radośniejszy, pełen życzliwości i miłości. Choć nie znosił spacerów postanowił, wyjątkowo, wybrać się na wieczorny spacer do parku.

Usiadł na ławeczce obok rozbitej latarni, wyciągnął nogi i zamknął oczy napawając się ciszą i wonią kwiatów. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że nie jest już sam. Z sąsiedniej ławki dobiegł go niewyraźny głos, krasnoludki nastolatki.

– Kochasz mnie? – szeptała.

– Kocham – odparł równie młody głos.

Kazimierz otworzył oczy. Oświetleni blaskiem księżyca i pobliskiej latarni na ławce obok, siedzieli nastoletni krasnoludek z równie młodą krasnoludką na kolanach. Obejmowali się czule zwarci w gorącym pocałunku.

– A jak mnie kochasz? – zapytała po chwili dziewczyna.

– Najmocniej na świecie.

– A jak to jest najmocniej?

– O tak – krasnoludek przygarnął jej głowę i zaczął całować, w usta, policzki, nos...

– Ja też cię kocham – krasnoludka odchyliła się nieco i spojrzała w oczy kochanka. – I będę kochać cię zawsze, zawsze. A ty?

– A dasz mi dowód? – zapytał krasnoludek. Jedną ręką gładził ją po plecach, drugą złożył na wątłej piersi ledwo wybrzuszającej obcisłą koszulkę.

– Będziesz mnie kochać zawsze?

– Będę, będę. Do grobowej deski – odpowiedział nastolatek dysząc lekko.

– I ja też. Póki śmierć nas nie rozłączy.

– Do śmierci – powtórzył krasnoludek.

Przywarli do siebie ustami.

– Najmocniej przepraszam – powiedział Kazimierz, który chwilę temu wstał i stanął przed młodocianymi krasnoludkami. Kochankowie odskoczyli od siebie gwałtownie.

– Co? Jak? Kto tu! – wykrzyknął nieprzytomnie młodzieniec wodząc dookoła spłoszonym wzrokiem.

– Najmocniej przepraszam – powtórzył degeneratek. – Nie chcę wam przeszkadzać, w taki piękny i romantyczny wieczór, ale...

– To nie przeszkadzaj – warknął nastolatek odzyskując rezon.

– Proszę – w tonie Kazimierza zabrzmiały błagalne nutki. – Tylko chwilkę.

– Oj, Wiciu – włączyła się nastolatka. – Niech powie, to taki miły starszy krasnoludek. Może potrzebujecie pomocy krasnoludku? – zwróciła się do Kazimierza.

– Nie, nie potrzebuję duszyczko – uśmiechnął się degeneratek. –Dzisiaj taki wspaniały wieczór, taki romantyczny, że chcę wam coś podarować. Prezent tylko dla was, w tę wyjątkową noc. Dzisiaj jestem pełen miłości i radości. Chcę by również was przepełniła moja magia.

– Dobry mag z północy się znalazł – burknął nastolatek mniej zagniewanym głosem. – To dawaj co masz dać i spadaj.

– Wiciu! – oburzyła się krasnoludka. – Niech mówi. Powie i pójdzie sobie. Prawda?

– Prawda. Pójdę sobie. Ale powiedzcie mi czy kochacie się tak jak mówiliście? Bezgranicznie? Na zawsze?

– A co ci do tego zgredzie! Jokusiu, nie widzisz że to jakiś zbok?

– Daj spokój. Tak kochamy się. Na wieki wieków – krasnoludka popatrywała raz na krasnoludka Wicia raz na Kazimierza. – Przecież to prawda.

– Prawda, prawda – burczał pod nosem nastolatek.

– I jesteście bardzo szczęśliwi? – zapytał degeneratek?

– Bardzo – odpowiedziała Jokusia zarzucając ręce na szyję kochanka. – Najszczęśliwsi.

– A więc dam wam mój prezent – z uśmiechem powiedział Kazimierz. – Mocą mojej magii sprawię, że nigdy nie zaznacie gniewu, głupoty i niesprawiedliwości. Nigdy nie stanie pomiędzy wami złość i nienawiść ani złe słowo. Będziecie szczęśliwi aż po kres waszych dni. Będziecie...

– Dobra, dobra stary – przerwał Wicio. – Machaj tą swoją czarodziejską różdżką i zjeżdżaj.

– Oczywiście – uśmiechnął się Kazimierz. – Dzisiaj sprawię, że mój dobry uczynek wysławiać będą wszyscy krasnoludzcy poeci – powiedział przykręcając tłumik do swojego wiernego Browninga, kaliber 9 mm.

niedziela, 19 listopada 2023

NUDA

 

Nuda

Krasnoludek degeneratek Kazimierz nudził się. Bardzo się nudził. Potwornie się nudził. Nudził się tak bardzo, że miał nudności. Leżał na kanapie i właśnie zastanawiał się leniwie czy mógłby nudzić się jeszcze troszeczkę bardziej, gdy w jego progach zjawił się krasnoludek Miecio.

– Cześć, krasnoludku degeneratku Kazimierzu. Co robisz? – zagadnął

– Nudzę się.

– Acha, to wydłużasz sobie życie, jak ten, no... kapitan Dunbar!

– Jak to?

– No, jak się nudzisz to czas ci się dłuży a więc żyjesz dłużej. Godzina może trwać i dwie. – wytłumaczył ze śmiechem krasnoludek Miecio.

– Rozumiem – z zastanowieniem w głosie odpowiedział krasnoludek degeneratek Kazimierz. – A o ile mogę sobie przedłużyć życie?

– To zależy. Jak tylko się nudzisz, to godzina może trwać nawet i półtorej godziny, jak nudzisz się bardzo, to tak ze dwie godziny a jak nudzisz się potwornie to może trwać i trzy. A ty jak się nudzisz?

– Hmm – mruknął krasnoludek degeneratek Kazimierz. – Zanim przyszedłeś nudziłem się potwornie i właśnie zastanawiałem się czy mógłbym nudzić się jeszcze bardziej, ale teraz? Teraz to tylko się nudzę. Czyli właśnie straciłem, lekko licząc, jakieś półtorej godziny życia. Czyli – tu krasnoludek degeneratek Kazimierz popadł w głęboki namysł. – Czyli przyszedłeś tu zabijać mnie z premedytacją. Czyli....

Krasnoludek degeneratek Kazimierz sięgnął po swojego (jakżeżby inaczej) wiernego Browninga, kaliber 9 mm i wypalił Krasnoludkowi Mieciowi prosto w łeb.

– Wysoki Sądzie – tłumaczył później – proszę o uniewinnienie. Działałem w obronie własnej.

Sąd przychylił się do jego prośby.

(trybut dla J.Hellera)

 

niedziela, 5 listopada 2023

Grzech

 

Grzech

Krasnoludek degeneratek Kazimierz siadał właśnie do stołu przykrytego poplamionym, niegdyś białym obrusem, na którym dumnie spoczywała taca z kopiastą porcją pikantnych skrzydełek w cieście i garniec piwa, gdy w powietrzu zadudniło, błysnęło i z poszumem skrzydeł na środku kuchni wylądował krasnoludzki anioł.

– Witajcie krasnoludku degeneratku Kazimierzu – zagrzmiał przybysz – lewym skrzydłem wybijając okno a prawym zmiatając z półek kolekcję pustych butelek po wódce czystej.

– Witajcie aniele – z refleksem zareagował Kazimierz – może usiądziecie? Tylko te skrzydła...?

– Skrzydła już zwijam – powiedział anioł sadowiąc się za stołem i biorąc w wypielęgnowane palce pierwsze skrzydełko. Zakąsił. – Krasnoludku degeneratku Kazimierzu. Wiecie czemu się tu zjawiłem? – zapytał nieco niewyraźnie.

– Na pikantne skrzydełka w cieście? – zapytał krasnoludek degeneratek patrząc jak w anielskiej gębie znika trzecia porcja kurzych delicji.

– Nie, grzeszniku! – zagrzmiał gulgotliwie gość, lejąc do anielskiego gardła szeroką strugę piwa. – Przybyłem tu – kontynuował obcierając usta anielskim rękawem – by ostrzec, że w krasnoludzkim niebie nie są z ciebie zadowoleni. Pijesz, mordujesz, kradniesz, rozboje, gwałty, mówienie fałszywego świadectwa, oszustwa, to jeszcze moglibyśmy wytrzymać, ale grzech obżarstwa!? Nie doznasz zbawienia! Popraw się grzeszniku – perorował zjadając ostatnie skrzydełko i wypijając ostatni łyk piwa.

– Ja? Obżarstwo?! – obruszył się krasnoludek degeneratek Kazimierz – Kto zjadł moje skrzydełka? Kto wypił moje piwo? Ty – oskarżycielsko wskazał palcem anioła.

– Cóż, krasnoludku degenaratku Kazimierzu – refleksyjnie pokiwał głową wysłannik krasnoludzkiego nieba – Różnica między nami polega na tym, że ja JUŻ jestem zbawiony…

I zniknął pozostawiając Kazimierza nad pustą tacą po skrzydełkach pikantnych w cieście.